1 października 2016

Nie tylko Tatry - część II ... Ale ciagle Karpaty

Historia tej podróży zaczyna się nietypowo, bo w pracy. Tak, jest to zapis wyjazdu w delegację. Typowe jest to, że choć nie jestem Krakowiakiem wyrzuconym za skąpstwo i wcale nie mieszkam w Poznaniu, to jednak jestem Polakiem i jeżeli mam wydać 5 zł, albo 2 zł, to nie wydam nic. Podobnie było i tym razem. Ponieważ na dojazd do Jassy w Rumunii dostaliśmy z kolegą ryczałt, to postanowiłem trochę się pomęczyć i wydać jak najmniej. Padło oczywiście na podróż samochodem wyposażonym w instalację LPG.

Aby nadać kontekst - krótki opis trasy: Warszawa - Przemyśl - Dukla - Słowacko-Węgierskie Pogranicze - Satu Mare (już Rumunia) - Bystrzyca - Gura Humora (tak, w rumuńskim "góra" piszemy przez u otwarte) - Jassy. Powrót prawie tą samą trasą, ale, z przyczyn oczywistych, na Węgrzech przez Tokaj. Drogi w zasadzie na całej trasie są dobre. Gaz można też dostać, ale łatwiej w Rumunii, niż na Węgrzech czy Słowacji. Ostatnia nieciekawa informacja: To co wprowadził już Orban na Węgrzech i jakiś słowacko-orban na Słowacji spowodowało, że zatankować, czy zjeść w restauracji w niedzielę popołudniu (nie mówię już o zakupach w sklepie) jest niemal niemożliwe. To już wolę żeby Polska była jednak drugą Irlandią, niż drugimi Węgrami :) Rumunia oczywiście tętni życiem.

Wracam do tematu. Żeby było ciekawiej zacznę od końca, i od środka, czyli opiszę tylko powrotna trasę i tylko na odcinku Górskim. Reszta jest raczej nieciekawa.

Odcinek górski zaczyna się na granicy regionów Mołdawii i Bukowiny.
Mołdawia to rejon Rumunii który graniczy z Mołdawią. Tubylcy mówią, że Rumunia to w zasadzie powinna nazwać się "Wielka Mołdawia" (w luźnym tłumaczeniu), a granica między Mołdawią a Rumunią to tylko granica polityczna. Mój rozmówca - Mariusz - mówił także, że sama nazwa Rumunia wywodzi się z tego, że są oni taką romańską wyspą wśród Słowian (i Węgrów), a tak na prawdę to jest to właśnie "Wielka Mołdawia".
Żegnamy więc nizinne krajobrazy mołdawskie:





I witamy pierwsze, pagórkowate krajobrazy Bukowiny:




Sama nazwa - Bukowina - brzmi dość znajomo, podobnie jak sporo miejscowości w Karpatach rumuńskich. Rzeczywiście, wpływy słowiańskie są tu widoczne. Podobnie jest z architekturą, ale w tym wypadku trudno powiedzieć, kto na kogo wpływał. Może to taka karpacka architektura:

 


Ciekawe są detale, zupełnie inne niż w polskich Karpatach. Nie chodzi mi oczywiście o antenę satelitarną:


Ale wróćmy do drogi i do gór. Po krótkim, płaskim odcinku początkowym prowadzącym przez dolinę wjeżdżamy na serpentyny. Przypominam, że drogi są dobre, a kręte odcinki górskie wygodne i szerokie. Można wyprzedzać. Zwykle nie ma wyznaczonych pasów ruchu. Z resztą lokalni kierowcy traktują przepisy drogowe raczej informacyjnie i nie biorą ich sobie do serca. Mimo wszystko czujemy się bezpiecznie, nawet w momencie gdy na serpentynie TIR wyprzedzał TIR-a . Cała akcja była tak szybka, że nie udało mi się jej uwiecznić. Wyprzedzanie wszechobecnych bryczek to norma:


Serpentyn na drodze E58 jest sporo, zarówno w górę jak i w dół. Nie liczyłem, ale mój żołądek na pewno długo ich nie zapomni:


Kiedy już pokonaliśmy drogę stromo pod górę, wjechaliśmy na płaskowyż. Krajobraz ten ciągnie się przez całe Karpaty, jest trochę wysokich szczytów, ale niewiele wyższych niż zagłębienie, miejscami dolina rzeczna, po którym prowadzi droga. Krajobraz jest dość urokliwy i zdjęcia z pewnością tego klimatu nie oddają:



Pojedyncze domki zmieniają się w małe wioski, w których często można kupić owoce, warzywa, garnki i gigantyczne kotły z chłodnicą (do destylacji alkoholu) oraz inne rzeczy. Krajobraz jest jednak mozaiką lasów, łąk oraz tych małych wiosek. Czasami jesteśmy wyżej, a czasami niżej niż otaczające szczyty gór.


Droga w centralnym odcinku położona jest na wysokości około 800 m npm. Przeważnie szczyty wzdłuż drogi sięgają niewiele ponad 1000 m npm., zaś najwyższe góry w okolicy dochodzą do 2000 m npm. Góry przypominają takie pomieszanie Beskidu Żywieckiego z Bieszczadami. Ale przestrzenie są, wg mnie, większe niż Bieszczadach.

Przed samym zjazdem z gór dojeżdżamy do Piatra Fantanele, gdzie na skalistym szczycie znajduje się "słynny krzyż":

Jednak, rzekomo, największa atrakcją jest okoliczny zamek Drakuli, który okazał się być tylko kiczowatym hotelem. Niemniej, uwieczniłem: 


Podobnymi serpentynami jak pod górę, zjeżdżamy w dół i witam pierwsze wioski Siedmiogrodu, które jakoś nie budzą wygórowanych uczuć estetycznych:

Jeszcze ostatnie spojrzenie na Karpaty z siedmiogrodzkich nizin i za po kilku zakrętach już więcej się nie widzimy.


No właśnie. Czy warto wrócić? Dla wielbicieli długich wędrówek w łatwym i pięknym terenie centralna Bukowina jest z pewnością gratką. Rodziny z dziećmi (nastoletnimi), czy wyprawa studencka na pewno będą zadowolone. Dla osób które poszukują mocnych wrażeń jest to zdecydowanie za mało. Lokalsi są bardzo przyjaźni i, choć często nie znają angielskiego, łatwo się z nimi dogadać. Jeśli ktoś dobrze zna francuski, czy włoski, to pewnie będzie mu się łatwiej zorientować. Ale mój przykład świadczy o tym, że nie jest to wymagane. Ceny noclegów są dość niskie, za dwójkę ze śniadaniem zapłaciliśmy w hotelu 3* w Bystrzycy ok 130 zł, zaś za dwójkę w hotelu akademickim (bardziej akademik, bez śniadania) w Jassy ok 60 zł. Ceny żywności są podobne, a w sklepach w zasadzie to samo (poza winami rumuńskimi i mołdawskimi, które są zdecydowanie tańsze i łatwiej dostępne niż w Polsce). Ceny paliwa raczej nieco wyższe, ale jaki to ma znaczenie w wędrówce? 

Czy wrócę? Może z nastoletnimi dziećmi. Czyli za ponad 10 lat :)

Ale pomęczyć się samochodem było warto. Na pewno nie zapomnę tych krajobrazów, które zobaczyłem.


Tomek