18 lipca 2016

Druga zdobycz czyli Łomnica

 
Nawiązując do haseł reklamowych sieci handlowych Lidl i Biedronka, „och jak tanio”, „tak tylko” oraz „tylko teraz”, nasze brzmi raczej „dopiero teraz”. Ponownie zaliczymy chyba „Walk of shame” jak z popularnego serialu Game of Thrones. Wracając do tematów górskich ponownie liczymy na wasze wybaczenie. Tak, jak zostało to już wcześniej wspomniane, udało nam się zdobyć dwa szczyty Tatr w tym Gerlach. Relacja ze zdobycia drugiego szczytu owianego od początku delikatną i mroczną tajemnicą została przygotowywana bardzo starannie ponieważ  była to również niespodzianka. Prawdę mówiąc emocje nadal są odczuwalne, oczywiście te pozytywne uczucia, a obie wyprawy są dalej gdzieś blisko w naszej pamięci … piękna sprawa!

Radość jaka panowała w sobotnie południe, po zdobyciu giganta Karpat była niesamowita. Postanowiliśmy resztę dnia poświęcić na odpoczynek i regenerację, ponieważ na niedzielne przedpołudnie, przed powrotem do Warszawy, zaplanowaliśmy sobie skoczyć na Łomnicę. Tego nie wymyśliłby nawet Krzysztof Kononowicz w swoich planach budowy dróg zimową porą. Tak kochani, na Łomnicę, czyli drugi najwyższy szczyt Tatr, jedyne 2634 m npm. Wysokość jak na nasze standardy bardzo wysoka, na nawet Europejskie dość niewielka. Dla nas jednak była to świetna wyprawa, zdaniem wielu nawet o wiele ciekawsza niż ta na Gerlach.

Łomnica jest bardzo specyficzną górą, oferującą niespotykane chyba nigdzie indziej w Tatrach Wysokich możliwości usługi. Albowiem na szczyt możemy wjechać kolejką linową za jedyne, hmmm, kilkadziesiąt euro. Sam szczyt został zagospodarowany również nietypowo. Nie spotkamy tam charakterystycznego już krzyża czy skrzynki z zeszytem, w którym możemy się wpisać. Przywita nas raczej kelner w garniturze i zaprosi do restauracji na kieliszek wina. W ofercie jest również nocleg dla kilku osób z szampanem a spać możemy w apartamencie. Wokół budynku jest taras widokowy, kilka stolików i ławek oraz kawałek wystającego metalowego pomostu. Osobiście nam to nie odpowiadało. Gryzie się to z naturą, z surowością gór, z krajobrazem. Oczywiście jest to opcja dla grupy ludzi, która nie dałaby rady zdobyć tego pięknego szczytu o własnych siła. Czasami sami korzystamy z wyciągów i kolejek np. gdy śpieszymy się na dłuższą wycieczkę i wydajemy ostatnie pieniądze na kolejkę na Kasprowy Wierch. Wracając do wątku głównego..

Kończąc Whisky Single Malt w naszej głowie zakiełkował pewien pomysł, którego nie udało się zrealizować w marcu. Wstajemy rano i zdobywamy jeszcze jedną górę. Niestety na Lodowy było trochę daleko a prawie wszyscy (bez Marcina) musieliśmy zjawić się w pracy w poniedziałek. Uznaliśmy, że sposób light & fast to będzie odpowiednia metoda na podejście Łomnicy. W Tatrzańskiej Łomnicy stawiliśmy się jeszcze przed 8:00 rano, wjechaliśmy jak najszybciej na Łomnickie Pleso, aby wyruszyć pierwszą kolejką na Łomnicke sedlo. Tak, dobrze przeczytaliście, kolejką, nie pomyliliście się J Zdecydowaliśmy się na wjazd na przełęcz na wysokość 2190 m npm. Trzy argumenty, które były decydujące: czas, tego samego dnia wracaliśmy do Warszawy, po drugie trudny poprzedni dzień i wymagające podejście pod króla Tatr i Karpat oraz w końcu po trzecie, bardzo nudne, długie podejście nieoferujące żadnych przyjemności pod Łomnicę. W marcu mieliśmy przyjemność podchodzenia na Skalnate Pleso (po tym jak zaczęło fukać) i kolejki przestały działać. Jednogłośnie zdecydowaliśmy, że drugi raz nie piszemy się na to.

Po około 40 minutach byliśmy na Łomnickiej Przełęczy, ponieważ musieliśmy się 2 razy przesiadać. Od przełęczy ruszamy granią, dobrze widoczną wydeptaną ścieżką. Dosyć łatwe, monotonne podejście zakosami omijającymi większe skałki. Kilkadziesiąt minut później docieramy do miejsca, w którym droga się urywa, a przed nami wyłania się nieduży żlebik, w którym nadal zalegał śnieg. Z pomocą czekanów trawersujemy żleb. Śnieg jest przyjemny, mokry, przez co czujemy się bezpiecznie, stawiamy pewne kroki. Za żlebem idziemy chwilkę rumowiskiem skalnym, pokonujemy kolejny żleb, tym razem podchodzimy nim do góry. Towarzyszy nam cały czas śnieg. Żleb się skończył, zaczynamy się wspinać. Jest troszkę nieprzyjemnie. Pogoda jest kiepska, troszkę pokapało w nocy, idziemy cały czas w chmurach, widoczność jest ograniczona, nie widać nic. To wszystko sprawiło, że skały są mokre i każdy krok wymaga pełnego skupienia. Na szczęście po chwili naszym oczom ukazały się łańcuchy. Pomagają nam one bardzo w wspinaczce i towarzyszyły nam do samego szczytu. Po drodze minęliśmy również małą drabinkę. Tutaj mała uwaga i ostrzeżenie. Na Łomnicę nie prowadzi żaden szlak, tzn. kiedyś oczywiście był, ale został zamknięty (jak wszystko na Słowacji). Przez to wszelkie żelastwo jest albo demontowane, a na pewno już nikt go nie konserwuje. Mieliśmy okazję sprawdzić ten stan rzeczy, a mianowicie jeden z łańcuchów, jego mocowanie, było w kiepskim stanie i jak się okazało w ogóle nie było przymocowane do skały. Także jeśli widzicie wszelkie pomoce, w postaci łańcuchów, klamer, drabinek, nie ufajcie im bezgranicznie, a tym bardziej w miejscach starych, zamkniętych już szlaków. Wracając do naszego wejścia to było zupełnie inne niż na Gerlachu. I znowu to wspaniałe uczucie, wszechobecna adrenalina, skupienie. Tylko my i skała, człowiek i natura oraz najlepsza natura czyli zdobycie szczytu i stanięcie na samym czubku góry. Zbliżając się do szczytu, widzieliśmy na tarasach ludzi, którzy zdążyli wjechać już pierwszą kolejką. Wywołaliśmy niemałe poruszenie i praktycznie wszyscy na szczycie robili nam zdjęcia. Mieliśmy swoje 5 minut i prawie rozdawaliśmy autografy, ludzie podchodzili do nas, zagadywali, robili zdjęcia oraz pytali jak się tutaj dostaliśmy. Dla nich wyglądaliśmy jak kosmici w kaskach, uprzężach ze szpejem i z czekanami w rękach. Niekiedy turyści byli w czapeczkach, japonkach i krótkich spodenkach. Bardzo miłe zwieńczenie i finał naszego podejścia. Na szczyt dotarliśmy po niecałych 2 godzinach spokojnego podejścia, byliśmy zaraz po 11. Tam chwila oddechu, naładowaliśmy baterie, uwieczniliśmy zdobycz kilkoma zdjęciami i zwiedziliśmy wspomnianą już restaurację. Dodatkowo byliśmy podglądani przez nasze ukochane czyli Olę, Ulę oraz Anię z kamerki internetowej i mamy nawet jakieś zdjęcie. Niestety nie mieliśmy widoków, tego dnia pogoda nas nie rozpieszczała, cała Łomnica oraz Tatry schowane były za chmurami.

Zejście było już tylko formalnością, ale robiliśmy to bardzo uważnie i zostaliśmy skoncentrowani aż do końca. Zajęło o wiele mniej czasu niż wejście i było łatwiej ponieważ droga była nam już znana. Fragment z łańcuchami dał nam trochę potrzebnej adrenaliny. Raz czy dwa musieliśmy się trochę wrócić ponieważ zeszliśmy trochę za nisko i było nieciekawie. Ogólnie wycieczka była wspaniała i wreszcie do naszej rajskiej miejscowości mogliśmy wrócić jako zwycięzcy. Pytająca Gaździna po naszym powrocie trochę jakby niedowierzała naszych zdobyczy w ten weekend. Po godzinie  15:30 byliśmy gotowi do odlotu i rozpoczynaliśmy z tabletem przygodę polskiej reprezentacji na Euro 2016 we Francji. Oczywiście niezbędne postoje w MC pomogły nam przetrwać tą bardzo komfortową oczywiście podróż w Skodzie Octavia 1.9 tdi. Poniżej kilka zdjęć z wyprawy.

Już w czwartek przedstawimy nasze plany na najbliższe tygodnie a znowu będzie się działo. Tym razem bardziej wakacyjnie oraz spokojnie i rodzinnie. W przyszłym tygodniu dodatkowo pojawi się film ze zdoobycia Łomnicy, na którym bardzo dokładnie widać skalę trudności oraz całe wejście.
  
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszamy do komentowania !