24 lutego 2019

Świńskie ciekawostki

W nawiązaniu do dawnej serii ciekawostek, prezentujemy kolejny odcinek. Tym razem przedstawione przez nas informacje związane będą ściśle z górami i ich zdobywaniem.

Większość osób zdobywających Świnicę myśli, że rzeczywiście na niej była. Podobno im więcej czekanów na zdjęciu tym lepiej, jednak tym razem ilość to nie jakość. Też lubimy szpej a szczególnie zimowe błyskotki, jednak wypada wiedzieć gdzie się było, teraz na serio. Wielu śmiałków zdobywających nasze Tatry, i nie tylko, nie zawsze wie gdzie się znajduje. Świnice zdobywaliśmy wiele razy, jednak w warunkach zimowych po raz pierwszy w 2008 roku. W maju wspomnianego wcześniej 2008 roku pokrywa śnieżna była dość znaczna i ruszyliśmy ku Świnicy. Teraz zabieramy się za fakty i informacje, ponieważ nikogo nie interesuje czy rzeczywiście zdobyliśmy ten szczyt. Poniżej zdjęcie z widokiem na oba wierzchołki. 


Dwa wierzchołki Świnicy

Szlak w letnim wariancie prowadzi na początku zboczami Świnicy, następnie jednak przechodzi w stronę południową, czyli już na stronę słowacką. W tym momencie dochodzimy do Żlebu Blatona. Trawersujemy go a następnie do dochodzimy do charakterystycznej szczerbiny zwanej "Wrótkami". Dalej już prawie bez trudności, na szczyt terenem, który ma raczej stałe nachylenie i zamieszczono na nim kilka odcinków z łańcuchami. Sam żleb jest chyba najtrudniejszym miejscem i wydarzyło się w nim chyba najwięcej wypadków podczas prób wejścia na ten wielce populary szczyt. Sam owiany raczej złą sławą żleb, kończy się stromymi urwiskami. Zatrzymanie w nim jest raczej niemożliwe lub bardzo trudne. Nazwa żlebu wzięła się zresztą od nazwiska pracownika naukowego UJ, prof. Jana Blatona, który chyba jako pierwszy przekonał się o nieprzychylności żlebu. W 1948 roku profesor, zginął na miejscu spadając w przepaść. Łańcuchy, które znajdują się już powyżej żleby są praktycznie niepotrzebne i dalsze wejście nie stanowi większego problemu dla w miarę sprawnej osoby. Trochę trudniejsze miejsce, znajduje się jeszcze przed samym wierzchołkiem, jednak można je łatwo ominąć, schodząc odrobinę ze szlaku. Polecamy korzystanie z takiej możliwości, przy okazji omijamy zatory, który zwykle się tam tworzą


Wracając do wątku samej ciekawostki, wejście w warunkach zimowych na Świnicę zazwyczaj przebiega inaczej a zarazem trudniej. Na główny wierzchołek nie wchodzimy już szlakiem a "zimowym" wariantem. Wejście na szczyt który zwie się Wierzchołkiem Taternickim Świnicy o wysokości 2291 m (tak jak Kozi Wierch) nie jest zbyt trudne. Pierwszy raz wchodząc na niego nie mieliśmy jakiegokolwiek sprzętu zimowego. Mijaliśmy również osoby w adidasach, które były raczej mocno zagubione i podłączały się pod naszą wycieczkę. Według skali jest to 0+ jednakże w większości przypadków nie ma tam żadnych trudności. Droga prowadzi prosto przed siebie, od Świnickiej Przełęczy. Zazwyczaj mamy przetartą ścieżkę i założone ślady. Druga możliwość, to wejście początkowo ścieżką, zupełnie jak przebieg szlaku letniego, trawersując zbocze Świnicy a następnie przed Żlebem Blatona, wejście do góry już prosto na Wierzchołek T. Tą wersję również sprawdziliśmy, wchodząc tam nawet w sierpniu. Droga jest bardzo łatwa, bez trudności.


W nawiązaniu do przedstawionych powyżej informacji prawie wszyscy chwalą się, że zdobyli Świnicę. Oczywiście odległość od obu szczytów jest raczej niewielka a różnica wysokości to tylko 10 m w pionie. Jednakże, albo się gdzieś było i zdobyło szczyt albo musimy tam niestety wrócić. Trochę podobnie jak z Rysami. Szczyt ma trzy wierzchołki i w sumie dopóki nie staniemy na najwyższym czyli słowackim to na szczycie nie byliśmy. Nasz najwyższy punkt wysokościowy  (w Polsce) czyli magiczne 2499 m n.p.m., to nie samodzielny szczyt i zawsze podaję sie wyższy wierzchołek. Oczywiście podsumowując nie wrzucamy każdej osoby do jednego worka. Jednak jak pokazały ankiety przeprowadzone przez TOPR w kilku schroniskach, "my turyści" mamy kilka problemów. 


Wracając do głównego tematu, dalsze wejście na główny szczyt masywu to grań o wycenie II, czyli "dość trudne". Przejście grani dla zwykłego turysty nieobytego z dość dużą ekspozycją może być niemożliwe. Najtrudniejsze miejsce wycenione na II, znajduje się przy Świnickiej Szczerbinie Niżnej. Dalej już tylko miejsca o trudności I czyli "nieco trudne". Często niezbędne może się okazać wykorzystanie sprzętu wspinaczkowego czyli liny i asekuracji. Wszystko zależy od zastanych warunków pogodowych oraz doświadczenia osób. Na koniec filmik z przejścia w 2017 roku w maju, jednak w warunkach wiosennych - Filmik z wejścia.


Poniżej kilka zdjęć z widoków oraz ze zdobywania Świnicy i Wierzchołka Taternickiego

Widok z Wierzchołka na Krywań, Tatry Zachodnie i Niżne Tatry


Widok na Świnice, Granaty oraz Kościelec 

Widok ze Świnicy na niższy wierzchołek 

Trawers przed Żlebem Blatona

Przy Wrótkach

Przy Żlebie Blatona

Blisko szczytu Wierzchołka Tatrnickiego 

Świnicka Przełęcz 

Widok na oba wierzchołki 

Widok na fragment grani Świnicy (Pierwszy plan), Kozi Wierch i Kozie Czumy (Drugi plan) oraz tatrzańskie giganty na Słowacji w tym nasz ukochany Lodowy Szczyt 

Wspaniały Krywań czyli narodowa góra Słowaków 

Po zjeździe na tyłku ze Świnickiej Przełęczy 

Widok w stronę Pośredniej Turni, Kasprowego, Czerwonych Wierchów oraz Giewontu


Za Żlebem Blatona

Widok na W.T ze Świnicy 

Widok z W.T na Świnicę 

Widok na Grań Koszystej oraz Trzy Korony, słabo widoczne nad obniżeniem grzbietu 

Gubałówka oraz Babia Góra 

Ominięcie zatoru na łańcuchach

Końcowy odcinek szlaku na Świnicę 

                                                                    Na grani Świnicy 

Na sam koniec tego długiego wywodu, mały deser. Na Wierzchołku Taternickim często występują niewytłumaczalne zjawiska! Poniżej przedstawiamy przejawy choroby wysokogórskiej, która często atakuje na szczycie! Jest to podobno jedyne miejsce w Tatrach gdzie występują takie anomalie.



23 lutego 2019

Mont Blanc 2018 - Aklimatyzacja

Największym wydarzeniem poprzedniego czyli 2018, miała być próba zdobycia najwyższego szczytu Europy. Zanim jednak dojdziemy do samej próby wejścia to opowiemy wam o problemach, które nas spotkały. Następnie omówimy działania aklimatyzacyjne aby uniknąć wystąpienia choroby wysokościowej (szczyt jednak znajduje się na wysokości ponad 4800 m n.p.m). Dzisiaj zaczynamy od naszego planu i rozpoczęcia wyprawy z Warszawy. Siadamy wygodnie w fotelach i zapinamy pasy jak to mawia jeden z komentatorów Canal + Andrzej Twarowski (pozdrawiamy!). Nasze dokonania z tego etapu podróży najlepiej zobrazują zdjęcia poniżej opisu oraz filmik poniżej, zapraszamy do oglądania! 

Dnia 10 sierpnia o godzinie 20:00 rozpoczęliśmy swoją przygodę wyruszając z Warszawy w kierunku Włoch. Plan był dość ambitny jak zawsze, jednakże mieliśmy 9 dni by go zrealizować. Nasz rozkład zakładał 3-4 dniową akcją na Gran Paradiso. Następnie transport przez tunel pod Mont Blanc do Francji i akcję górską na najwyższym szczycie Europy i naszym głównym celu. Trasa zakładała przejechanie ponad 1600 km przez Niemcy i Szwajcarię do miejscowości Pont. W bardzo dobrych nastrojach i przy pięknej pogodzie byliśmy już we Włoszech. Zatrzymujemy się na Przełęczy Świętego Bernarda, która znajduje się na prawie wysokości Rysów i oglądamy jedne z najsłynniejszych psów - Bernardynów. Podziwiamy widoki i jest to nasza jedyna aklimatyzacja jaką udało nam się osiągnąć, o tym jednak w dalszej części. W tym momencie mamy około 60 km do bazy pod Gran Paradiso. 

Niestety, obok Saint Rhemy rozegrał się mały dramat. Na jednym ze zjazdów, auto poruszające się za nami nie wytrzymało presji. Niemiec swoim pięknym Jeepem uderzył w nas i niestety nie mogliśmy się rozdzielić. Nasze auto w związku z automatyczną skrzynią biegów odmówiło współpracy i przeszło w tryb awaryjny. Wszystko działo się na głównej w tym rejonie drodze, powstał dość duży korek. Na szczęście policja pomogła opanować sytuację i na miejsce przyjechała laweta, która najpierw rozdzieliła auta a następnie nasze zabrała na bezpieczny parking. Sytuacja trwała łącznie około 6-7 godzin z nieustanną rozmową z ubezpieczycielem. Ostateczie ubezpieczyciel stanął na wysokości zadania i szczęśliwie po 23 byliśmy w hotelu w pięknym mieście Aosta. 

Niestety pozostając bez auta, dalsza wyprawa stanęła pod znakiem zapytania. Na szczęście miejscowe legendy głosiły, że miasto Aosta jest piękne niczym Rzym. Zgadzamy się z tym i zamiast aklimatyzacji na ciekawym czterotysięczni-ku zwiedzamy zabytki. Aklimatyzujemy się w Lidlu, w centrum miasta na Prosciutto e melone i na szczęście otrzymujemy pozytywne informacje z Polski. Autko będzie u nas w nocy z soboty na niedziele i otrzymamy samochód zastępczy. Musimy jednak poczekać a panowie z lawetą pojawią się pomiędzy 24:00 a 1:00. Informacje, że autko będzie mniej komfortowe jakoś nas nie ruszają. Ważne, że może nie wrócimy do kraju z pustymi rękoma i dalej możemy działać. Najważniejsze, że przygoda dalej trwa i zbroimy się do ataki. Późno w nocy wyruszamy pod parking gdzie zostawiliśmy nasze auto i przepakowujemy się do auta zastępczego. Zajmuje to ponad godzinę ponieważ dużo sprzętu i rzeczy musimy niestety zostawić. Zostają rzeczy naprawdę najpotrzebniejsze i ograniczamy znacznie ilość jedzenia w tym liofizatów i przygotowanych przez nas śniadań w postaci owsianki. Po przepakowaniu udajemy się na spoczynek do hotelu i mając jeszcze czas na zwiedzanie a nie na zdobywanie uznajemy, że warto coś zobaczyć. W naszych planach był Turyn lub inne większe miasto we Włoszech, jednak góry wygrywają. Jedziemy do Breuil Cervinia! 

Cervinia to jeden z najsłynniejszych i najdroższych kurortów we Włoszech i w całych Alpach. W planach mamy wjazd kolejką na wysokość około 3400 m n.p.m. żeby uzyskać jakąkolwiek aklimatyzację i godną wysokość. Niestety ale pogoda jest dość słaba, chmury są nisko, zbyt wiele nie widać. Ogólnie jest dość ciepło i słonecznie i cała okolica robi na nas ogromne wrażenie. Warto wspomnieć, że w okolicy liczy się tylko jeden szczyt. Ten przez większość osób uważany za najpiękniejszy w Alpach i często nawet na świecie. Z tej strony nie wygląda tak okazale jednakże i tak budzi podziw i jest zjawiskowy. Nam przez moment udało się uchwycić ta potęgę, oczywiście piszemy o Matterhornie. Jest to piękna piramida wznosząca się ponad 2 km nad dolinę. Siadamy na polanie i delektujemy się jakimiś widokami co chwile licząc na możliwość zobaczenia całego szczytu. Niestety, pogoda tego dnia jest dość kapryśna jednak i tak jesteśmy zadowoleni. 

Decydujemy się na pyszną włoską pizzę oraz espresso, które tutaj smakuje wyśmienicie. Omawiamy dalszy plan na naszą wyprawę co nie jest takie łatwe. Decydujemy się na przejazd w niedziele do Chamonix i zapoznanie z polem namiotowym, dla niektórych po raz pierwszy w życiu. Czeka na nas jeszcze jedna i ostatnia atrakcja tego dnia. Tunel pod najwyższą górą Europy. Nie jest to tania zabawa ale robi wrażenie. Podczas kolejki i oczekiwania na wjazd co łącznie zajęło około 1,5 h, ekscytujemy się faktami na temat tunelu i jego historii. Wspominamy tragiczny w skutkach pożar i staramy się wyobrazić skalę utrudnień i koszmaru ofiar. Sam przejazd robi wrażenie, chociaż nie jest to najdłuższy tunel w Europie. Wyjeżdżamy już po stronie francuskiej i zatrzymujemy się po chwili na parkingu w celu podziwiania widoków. Na pierwszym planie mamy Aiguille du Midi czyli piękną, strzelistą wieżę na której znajduje się stacja kolejki górskiej. Możemy również podziwiać widok na cały masyw Mont Blanc. Na pole namiotowe w Les Houches docieramy około 18. Udajemy się do osoby zarządzającej, uiszczamy opłaty i widzimy nawet informacje w języku polskim. Rozstawiamy namioty po raz drugi w życiu i przygotowujemy się do snu. Widok z pola jest przepiękny i widać większość drogi na nasz szczyt. Wygląda to niesamowicie. Na tym zakończymy etap pierwszy czyli naszą aklimatyzację a raczej jej brak.
Smakołyki na wyjazd

Mokotów - ostatni z drużyny pierścienia wsiada do wehikułu, ruszamy około 20:00

Zęby w podróży trzeba też umyć - Niemcy

Pełne zadowolenie bo już Szwajcaria

Jezioro Genewskie

Przełęcz Świętego Bernarda Szwajcaria/Włochy

2473 m n.p.m. lekką ręką

Team na przełęczy

Problemy czyli Niemcy mają problemy z hamowaniem

Włoska policja pomaga nam załatwić lawetę a sytuacja powoduje znaczny korek

Niezapomniana jazda tylko we Włoszech

Widok z okna hotelowe w Aosta

Pokój jest szlachetny

Jak sobota to do ...

Aosta

Aosta

Aosta

Chyba najlepsza przekąska plus przepyszna kawa

Całkiem tu ładnie

Spacerują i zwiedzają - aklimatyzacja w toku

Są też Alpy

Bliżej niż nam się wydaje

Przepakowanie o 1 w nocy

Serce Alp i Cervinio

Piękne lodowce

Najpiękniejszy szczyt niestety za chmurami (Matterhorn) ale widoczny trochę niższy Pic Tyndall  

Wysokość robi swoje

Prawie Courmayeur i pojawia się Mont Blanc

Masyw MB z włoskiej strony

Zaraz tunel pod MB

Niesamowita iglica na Aiguille di Midi

Widok na masyw MB od francuskiej strony

Widok z pola na kuluar Rolling Stones

Piękny zachód słońca na polu namiotowym

Widok na masyw MB z Les Houches

Nocne manewry na polu namiotowym

Pięknie się prezentują z rana

CDN...