28 kwietnia 2016

Czwartkowo-poniedziałkowe ciekawostki

      Witajcie w naszym kolejnym odcinku ciekawostek górskich i nie tylko. Po wielkiej relacji ze zdobywania Mięgusza pora na wreszcie jakiś ciekawy artykuł. Tak zapewne myśleliście ale niestety chyba was zawiedziemy (pewnie nie po raz pierwszy). Rozczarowanie może nie będzie zbyt duże ponieważ nie było wielkich oczekiwań. W zwązku z tym startujemy i ....
 
 
Czy wiesz, że w górach, podczas naszych wypraw najpopularniejszym powiedzeniem jest obecnie "od tego momentu każdy radzi sobie sam"? Ten słowa, które jednocześnie trzymają w napięciu mają przeogromne znaczenie. Twierdzenie to zostało wypowiedziane przez Tomka "Terminatora" dnia 13 sierpnia 2015 roku około godziny 8:00. Stwierdzenie było kluczowe i zapadło nam głęboko w pamięć.
   W takich górach jak Himalaje jesteśmy wnoszeni praktycznie na sam wierzchołek Mount Everestu przez szerpów i innych wizegamotów czy czarodziei oraz trzymamy się kurczowo liny, na której można się podciągać. W naszych ukochanych Tatrach musimy radzić sobie sami i jeżeli sami nie mamy kondycji czy też mamy jakieś lęki to nikt za nas ich nie przezwycięży. Filip słysząc te słowa, niestrudzony i niezbrukany zdobył Wysoką - 2560m oraz praktycznie bez obawień przeszedł Batyżowiecką Próbę! Dodatkowo mamy tutaj drugie dno (a może jest ich więcej) i Tomek po prostu chcial podkreslić fakt, że nikomu nie pomagamy tylko idziemy do góry ale jest to oczywiście tylko wersja nieoficjalna! 
      Druga ciekawostka jest jak zazwyczaj normalna i bardziej połączona z górami a nie naszymi "udziwnieniami". Czy wiesz, że w Tatrach prowadzona była działalność górnicza i hutnicza? Mało osób patrząc na nazwy niektórych miejsc w górach niespecjalnie zastanawiaja się nad ich znaczeniem i pochodzeniem.
   Jak zwykle zaczynamy off-topem i co w ogóle oznacza nazwa "Świnica". Tutaj są dwie prawdopodobne hipotezy i pierwsza mówi o podobieństwie masywu Świnicy do świńskiego łba a druga i nieprzystępności góry po "świńsku" nie dając turystom czy też wspinaczom zdobycia wierzchołka.
    Wracając do tematu czasami za nazwą góry kryją się bardzo ciekawe informacje. Wiele obecnych nazw związanych jest właśnie z działalnością człowieka i górnictwem. Początki takiej działalności górniczej w Tatrach to pierwsze wieki naszej ery po południowej stronie Tatr. W XV wieku prowadzono intensywne prace a dowodem na to są liczne sztolnie oraz szyby. Eksploatowane tym sposobem były: złoto, srebro, miedź, ołów i żelazo.
   Na stokach Krywania, czyli góry o wielkim znaczeniu dla Słowaków prowadzono intensywne prace polegające na wydobyciu złotego kruszcu. Niestety zasoby nie były duże także poszukiwania nietrwały długo ale pojawiało się wielu śmiałków, którzy niewierzyli tym informacjom. W górnych partiach Doliny Kieżmarskiej eksploatowano kruszce zawierające miedź, w okolicach Miedzianych Ławek.
   W Tatrach polskich minerały wyydobywano w Dolinie Kościeliskiej i Chochołowskiej a szczególnie bogate żyły znaleziono w rejonie Ornaku. W kilkunastu kopalniach na terenie Tatr Zachodnich prowadzono prace wydobywcze i przetwórcze rud żelaza, które występowały w skałach węglanowych. Po odkryciu zasobnych takich samych złóż w Jaworzynie, Kalatówkach, Huciskach, Małej Łące, Dolinie Miętusiej i Kopie Magury, powstały huty w Kuźnicach, Starych Kościeliskach oraz na Polanie Huciska. Niewielki kamieniołom istniał również na Hali Gąsienicowej i posłużyył do budowy schroniska. Pod koniec XIX wieku zakład hutniczy został zlikwidowany.
   W Dolinie Białego znajdowały się dwie sztolnie, w których wydobywano nawet uran. Dolina na ten czas, czyli około 2-3 lat ponieważ złoża były chyba nienajlepsze została całkowicie wyłączona z ruchu pieszego a dostępu do niej chroniły patrole wojskowe. Prace prowadzono podczas "zimnej wojny" i były to zadania "sojusznicze" byłego ZSRR.
   Innymi miejscami robót były nawet Tatry Wysokie i okolice Szpiglasowej Przełęczy i Wierchu. Nazwa tych miejsc pochodzi od niemieckiego słowa Spiessglanz czyli antymon. Nazwy takie jak Banisty Żleb pochodzi od „bania” – kopania, Starorobociański pochodzi od „stara robota” – stara kopalnia, Polana Stoły pochodzi od „sztoła” – sztolnia. Wiele śladów obecnie zanikło jednak część starych, hawiarskich („hawiar” – górnik) dróg pieszych było potem podstawą do wytyczania szlaków turystycznych.
   Poniżej mapa pozostałości dawnego górnictwa i hutnictwa w Tatrach (Jerzy Górecki i Edyta Seremet 2012).
 
 

Źródła:
Hawiarskie szlaki Tatr Polskich, Jerzy Górecki, Edyta Seremet, 2012;
Górnictwo i hutnictwo w Tatrach, Wydawnicto tatrzańskiego Parku Narodowego
Górnictwo w Tatrach, Krzysztof Barcik
 

21 kwietnia 2016

Atrakcje na Czarnym

Nadszedł ten dzień, na który wszyscy czekaliście!!! Wiem, że codziennie odwiedzaliście naszego bloga z nadzieją, że ten tekst w końcu się pojawi. Większość z Was zaczęła się już niecierpliwić, a niektórzy  w ogóle zwątpili, że ten dzień nadejdzie. Uroczyście przedstawiamy Wam kolejną relację z naszej wyprawy. Relacja i całe przedsięwzięcie opisane zostało przez Filipa P. Pierwsze zdjęcie prezentuje szlak- zaznaczony kolorem zielony oraz kolorem czerwonym- nasze zejście (Widać nawet "Chłopka" z przełęczy).  Filmiki z wejścia i zejścia z samego szczytu dostępne na naszym kanale i w linku - Nasz Kanał YoutubeOprócz tego planujemy jeszcze dodać krótki filmik z wejścia na samą przełęcz. Zamieścimy w nim (postaramy się) wszystkie najbardziej interesujące fragmenty. Niestety w ubiegłym roku kamerka była w słabym stanie także musicie nam to wybaczyć. Teraz nasz ekwipunek uzupełniliśmy o odpowiednie uchwyty i filmy powinny być dużo lepsze.
 
 Plan na wtorek, 1-ego września 2015 roku, był prosty i zakładał spacer nad Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami. Co dalej, tego nie wiedział nikt a nawet Macierewicz. To miało się okazać po dotarciu na wcześniej wskazane miejsce znane tylko najbliższym jego pracownikom. Moimi towarzyszami i towarzyszkami w tym jakże wspaniałym dniu byli MU i AH. Pogoda była bardzo obiecująca, a sprawdzona wcześniej jej prognoza wskazywała na wyraźne okienko pogodowe (wielkie okno 3-dniowe), które umożliwiało nam, przede wszystkim bez obawień, zdobycie obu przepięknych stawów. Także niemal wypoczęci (no prawie, ponieważ poprzedniego dnia zdobyliśmy Gubałówkę, co kosztowało nas trochę sił i nerwów) i w dobrych nastrojach byliśmy gotowi na następny dzień.
Do Palenicy Białczańskiej wyruszyliśmy pierwszym porannym busem o godzinie 6:00, na który o dziwo się nie spóźniliśmy (Asia pojechała już do domu). Po dotarciu na miejsce grzecznie uiściliśmy opłatę kierowcy oraz za możliwość przejścia tego jakże szlachetnego szlaku (odcinek specjalny 9 km) i z racji tego nie żałowaliśmy ani jednej złotówki na to wydanej. Pogoda była faktycznie taka, jaką zapowiadali dzień wcześniej. Słońce zaczęło nas ogrzewać wczesnym rankiem i towarzyszyło nam za każdym razem, kiedy wyłanialiśmy się z lasu (a wyłanialiśmy się często). Asfaltową drogę do Morskiego Oka pokonaliśmy sprawnie i bez żadnych niespodzianek. W schronisku zrobiliśmy krótką przerwę, gdzie skosztowaliśmy pyszną szarlotkę. Ja w tak zwanym międzyczasie podmieniłem moje obuwie sportowe (adidasy flux) na obuwie marki Chiruca, które to jak się okazało, udawało tylko górskie obuwie.
Z Moka nad Czarny Staw pod Rysami idziemy kamiennymi schodami. Trochę wysiłku, by po około godzinie marszu dotrzeć nad wyżej położony Czarny staw. Tu już czuć wysokość otaczających nas szczytów. Tam kolejny przystanek. Ładujemy baterie energią zawartą w cabanach (tak na kabanosy mówią Australijczycy – heh, wyszła ukryta ciekawostka, którą uzyskaliśmy od Tomka na podejściu pod Gerlach J) i popijamy je Oshee- samo zdrowie. W tle tych zacnych czynności dyskutujemy nad dalszym wejściem z naszym opiekunem prawnym czyli Anną H.
Po wykonanym głosowaniu, jednomyślną decyzją większości głosów (czyli 1:2 dla Ani) zdecydowaliśmy o wejściu na zielony szlak prowadzący na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Również wspólnie po krótkiej próbie podejścia przez Annę postanowiliśmy, że dokonają tego Filip z Mariuszem, a Ania zostanie nad Czarnym stawem. Odpoczynek po zdobywaniu Gubałówki okazał się za krótki (tak naprawdę uznaliśmy, że droga może okazać się za trudna i nie ma potrzeby ryzykować zdrowia). Ania nad stawem zazna zasłużonej kąpieli…..oczywiście słonecznej i będzie delektować się widokami. Męska część drużyny ruszyła. 
Czytając przewodniki po Tatrach Polskich, możemy wyczytać, że szlak na Przełęcz pod Chłopkiem dostarcza niesamowitych wrażeń, pięknych widoków, a do tego jest jednym z trudniejszych w polskiej części Tatr. Co do atrakcji jakich dostarcza to mogę się z nimi zgodzić. Każdy pokonany metr ukazuje nam przepiękny krajobraz na Tatry Wysokie oraz na Dolinę Rybiego Potoku. Wchodząc wyżej, stawy robią się coraz mniejsze, a schronisko nad Morskim Okiem staje się tylko kolorowym punktem (od turystów tam będących). Co do jego trudności…hmmmm…według nas jest to trochę przekoloryzowane. Fakt, droga prowadząca zielonym szlakiem, jest wymagająca i na pewno życzy sobie od tatrzańskiego turysty odpowiedniego przygotowania kondycyjnego. Są miejsca ubezpieczone „żelastwem”, gdzie trzeba się troszkę po wspinać (może bardziej użyć rąk do wejścia J). Wiele odcinków jest bardzo ekspozycyjnych, między innymi słynny zakręt (gzymsik) ubezpieczony dwoma klamrami. Ale, pomijając wyżej wymienione, samo przejście nie dostarcza znaczących trudności, a dla wprawionego turysty jest przyjemnym spacerem po górach. Jednak dla zwykłego początkującego turysty lub jedynie trochę obytego z łańcuchami droga może okazać się niemożliwą do zdobycia. O tym trzeba pamiętać.
Mi osobiście droga ta sprawiła dużo przyjemności, a eksponowane miejsca dostarczyły solidnego kopa w postaci adrenaliny, która pchała mnie do przodu. Szczególnie zapamiętałem wspomniany zakręt ubezpieczony klamrami, który wymagał ode mnie chwilki czasu. Musiałem pozbierać myśli, skupienie z poziomu 98 % podkręcić na maksa, wziąć dwa głębokie oddechy, zamknąć oczy….no dobra, oczu nie zamykałem J, i przejść ten zakręt. Mimo, że nie mam lęku wysokości, takie odcinki szlaku sprawiają u mnie lekkie drżenie rąk i delikatne obawienia. Jak już wiecie, na Mariusza liczyć nie mogłem (zwłaszcza od kiedy kupił sobie cewnik czyli bukłak na wodę), z resztą on mnie też nie mógł liczyć, ponieważ po wyjściu powyżej schroniska KAŻDY RADZI SOBIE SAM. Także taką i podobne trudności pokonujemy sprawnie i bardzo, bardzo, ale to bardzo uważnie. Zapamiętałem również ostatnie kilkadziesiąt metrów drogi przed samą przełęczą. Jest to naprawdę wąski odcinek lekko pochylony w kierunku eksponowanego żlebu. Przejście go dało niewiarygodnego kopa.
I tak oto docieramy do Przełęczy pod Chłopkiem. Pierwsze moje wrażenie? Mała i wąska, jak wszystkie od polskiej strony. Jeżeli jednak dostaniemy się na stronę słowacką, czujemy przeogromną przestrzeń. Panują tutaj bardzo wietrzne warunki, dlatego zakładamy drugą warstwę odzieży. I tu kolejny przystanek. Nie za długi, bo wieje bardzo mocno. Żuchwy znowu zaczęły pracować rozdrabniając, siekając i miażdżąc kolejne cabany. Uzupełniamy płyny oraz wlewamy dużo posłodzonego Oshee oraz naparu z wody mineralnej oraz cytryny, który przygotowywany jest każdego dnia rano, przed wyprawą.
Od momentu gdy oddzieliliśmy się od opiekuna (Ani) w głowie MU wykiełkował pewien pomysł. A dlaczego by nie zdobyć jakiegoś porządnego szczytu i nie wejść na Czarnego (Mięguszowiecki Szczyt Czarny – MSC !). Dodatkowo na przełęczy zagadał do nas chłopak czy przypadkiem nie ruszamy dalej i czy może się z nami zabrać. Jak się okazało wchodził z kolegą, ale nie dał rady i zawrócił. Oczywiście zgodziliśmy się go przygarnąć ponieważ w 3 zawsze raźniej. Szczyt postanowiliśmy zaatakować drogą klasyczną schodząc trochę na stronę słowacką i trawersując zbocze wypatrując prawidłowej drogi na szczyt. Po chwili Mariusz stwierdził: Pany to chyba tu! Jadziem do góry a, że nikt inny nie znał drogi to ruszyliśmy. W tym momencie krótka retrospekcja do zamachu Gerlacha i idealnie pasujące słowa Tomka, „Mariusz tutaj będzie łatwo”. Wchodząc do góry Mariusz już wie, że łatwo nie będzie.

Droga okazała się nie być taka łatwa jak się spodziewaliśmy, ponieważ za szybko weszliśmy do góry. Przewodnik mówi, że po dotarciu do wybitnej szerokiej piarżystej rynny, biegnącej wprost w górę do grani, przekraczamy ją i zygzakiem wśród stromych skał wydostajemy się na grzbiet żebra ograniczającego ową rynnę z prawej strony. Żebrem tym w górę na płn- zach grań, następnie granią w prawo na wierzchołek. Rynna była ale trochę za wąska jak się dalej okazało. Ściany zaczęły się robić bardziej pionowe, kończyły się wygodne, wystające kamienie. Krótko mówiąc, zaczęła się wspinaczka na którą zawsze czekamy. Obawień było trochę więcej ale po kilku kiwaniach głową dochodzimy do grani końcowej prowadzącej na szczyt. Mariusz z poznanym kolegą zmierzali już na 2410 m a ja kroczyłem dzielnie do góry. Kilku gości, którzy przebywali w tamtym czasie na szczycie pytało Mariusza (wręcz z zachwytem) patrząc na mnie co to za gość idzie tą dziwną drogą. Po krótkiej chwili i prostej grani i ja docieram na wierzchołek celebrując zwycięstwo puszeczką zacnego napoju, jakim jest Coca Cola, dostarczając nam porządnej dawki energii. Właściwa droga była w zupełności łatwą i dość krótką trasą. Możemy być dumni z osiągnięcia naszego celu w trudniejszy sposób.
Zejście z MSC miało się odbyć zwykłą drogą ale od czego mamy Mariusza, który czytał kiedyś o ciekawej drodze WHP 925 z przewodnika. W związku z oczekiwaniem Anny nad stawem, która opaliła się już jak w Chorwacji postanawiamy zaryzykować i skrócić zejście. Zejście jest dość ostre i stoki są nawet bardzo nachylone. Dodatkowo wszystko jest luźne, kruche i bardzo trzeba uważać. Co jakiś czas spadają malutkie kamyczki i delikatnie się obsuwamy. Po jakimś czasie niestety dochodzi do małego na szczęście incydentu. Nasz nowy kolega przez przypadek zrzucił kilka kamieni. Ten największy Mariusz złapał od razu niestety dość mały trafił go pomiędzy oczy, w nos. Krwawienie udało się szybko zatamować oraz załatać plasterkiem. Było to pierwsze tego typu zdarzenie z naszym udziałem. Po tym małym wypadku zwiększyliśmy odstępy a Mariusz decydowanie przyspieszył żeby już nie mieć przygód. Im niżej tym zejście było bardziej przyjemne i więcej było skał. Nie było już trudniejszych momentów i docieramy dużo szybciej niż osoby, które były z nami na szczycie na Kazalnicę Mięguszowiecką i rozdzielamy się z kolegą, który z nami wchodził. Pomimo niedogodności wszyscy uznaliśmy, że było warto. Dalej już bez historii docieramy nad staw i do niebywale zatłoczonego Moka. Oprócz tego mieliśmy jeszcze małe problemy ze znalezieniem Ani ale po około 45 minutach byliśmy już w komplecie. Tak kończy się kolejna poza szlakowa wycieczka. Poniżej zdjęcia z wyprawy (foto przyciemnione było by Ania (pracuje jako przyciemniacz i można ją wynająć!)


Polana Włosienica (MU + AH)

Polana i cały team

AH zdobywa Czarny Staw pod Rysami

FP i słynna już klamerka


Podejście pod Kazalnicę

Widok z Kazalnicy

Widok na Kazalnicę

Widok z przełęczy

Widok na początek drogi na MSC

MU na szczycie

Widok na Mięguszowiecki Szczyt Wielki oraz w tle na drugim planie Miedziane i Orla Perć 

FP na szczycie

Rysy, Gerlach, Wysoka oraz Kończysta czyli wszystko powyżej 2500 m

Zejście do Kazalnicy

Widok na drogę zejściową

MU z raną postrzałową

FP na tle drogi zejściowej

Moko

Ranny MU i oczekiwanie na AH








14 kwietnia 2016

Czy wiesz, że czyli wtorek to prawie poniedziałek ale dzisiaj jest czwartek

 
   Dzisiaj czeka na was kolejna porcja ciekawostek. Staramy się jak możemy żeby utrzymać co tygodniowe tempo redagowania tekstów jednak w związku z naszą działalnością zawodową oraz rodzinnymi zobowiązaniami nie wszystko jest możliwe, ciekawostka na samym dole tego krótkiego tekstu. Oczywiście impossible is nothing i dlatego też planujemy kolejne relacje z poprzednich wypraw. 
   Postaramy się również przeprowadzić obiecane testy używanych przez nas fantów górskich. Od ostatniej wyprawy nasz sprzęt się trochę zakurzył także przyda mu się porządne odświeżenie. Popracujemy nad tym i najbliższe tygodnie na pewno będą obiecujące.  
   Z tajnych archiwów Mateusza "Pysiaka" staramy się odzyskać film ze zdobycia Cubryny czyli naszego pierwszego, historycznego już wejścia na trudniejszy "pozaszlakowy" szczyt. Dodatkowo, niebawem a prawie na pewno czyli zupełnie jak w przedszkolu "posiadam taki sam rower tylko, że inny", pojawi się relacja z wejścia na Mięguszowiecki Szczyt Czarny napisana przez Filipa. Liczymy, że upora się z tym i wypuści tekst na początku przyszłego tygodnia. 
     Plany górskie na ten rok trochę się zmieniły ale oczywiście nie odpuszczamy alpejskiego dybania. Wszyscy nasi członkowie aktywnie trenują i oprócz zwykłego biegania i roweru dalej uskuteczniamy prowizoryczne wspinanie na ściance. Mariusz trochę udaje ale trawersy prawie opanował na 3+. Tomasz jak przystało na "terminatora", testuje wszystkie nawisy, przewyższenia oraz praskie siłownie. Filip biega po lesie z geofonami, profiluje skarpy wiślane oraz sprawdza wszystkie rowery Verturilo w Warszawie na kompatybilność z chustą. Forma na lato sama się nie zrobi także nawet Mateusz z Anią wzięli się za siebie i ruszyli w bój treningowy.



   Wracając do dzisiejszej ciekawostki to czy wiesz, że przed każdym wyjazdem górskim członkowie męskiego oddziału wysokogórskiego muszą wypełnić odpowiedni kwestionariusz osobowy a dokładniej zezwolenie? Jest to raczej informacja dla piękniejszej części naszych czytelników czyli płci pięknej (kobiet), które podobno również czytają nasze wypociny. Poniżej prezentujemy obowiązującą wersję "Zezwolenia na wyjazd w góry". W zezwoleniu zauważyć można liczne kruczki prawne konsultowane z najlepszymi prawnikami w Polsce. Największe kancelarie adwokackie praktycznie biły się o możliwość sporządzenia dla nas takiej umowy i nasz klubowy telefon nie przestawał dzwonić. Jako, że Prawo Geologiczne i Górnicze znamy bardzo dobrze postanowiliśmy, że sami podejmiemy się tej tytanicznej pracy. Wersja zaprezentowana jest w formie tekstowej a samo podanie w opcji do przedstawienia ukochanej na: link - Zazwolenie na wyjazd w góry

ZEZWOLENIE NA WYJAZD W GÓRY
Uniżenie proszę mo mądrą, dobrą, kochają, piękną, przenajświętszą i wyrozumiałą    żonę/dziewczynę/narzeczoną* o wydanie zezwolenia na wyjazd w góry w celu zdobywania szczytów z moimi współbratymcami z grupy górskiej do Małego Cichego. Zezwolenie to pragnę uzyskać na okres:


data:………….. godzina wyjazdu:………………...... godzina powrotu:………………………..

Jeśli uzyskam zezwolenie to przysięgam na mój górski honor, że zaprawdę
- będę bezpiecznie i bez brawury i głupich poczynań zdobywał szczyty,              
- nie będę wlepiać gał w biusty i tyłeczki barmanek, kelnerek ani innych turystek,
- nie będę zaczepiać żadnej kobiety,
- nie zdejmę obrączki/pierścionka/namiaru GPS lub innego badziewia,
- nie wyłączę komórki pod żadnym pretekstem**
- w portfelu spoczywać będzie zdjęcie mojej żony/dziewczyny/narzeczonej*,
- alkohol spożywany będzie jedynie w ośrodku u Gaździny lub na hali w Małym Cichym w ilościach nie większych niż podane poniżej:

Pozwolenie obejmuje wypicie alkoholu w ilości (w litrach):

PIWO:……………………WINO:………………. INNE:……………OGÓŁEM:………………….

Obiecu przebywać tylko w miejscach wyznaczonych i zaakceptowanych przez moją ukochaną* określonych obok:
Miejsca autoryzowane do przebywania:          

1. Tatry polskie i słowackie
2. Małe Ciche i okoliczne miejscowości do 3 km
3. Mc Donald’s w drodze do miejsca docelowego i z powrotem
4. Pizza Andreo w Małym Cichym
5. Costa Coffe Zakopane 

Przed i po powrocie obiecuję: szlachetnie pomagać we wszelkich zobowiązaniach żony/dziewczyny/narzeczonej*, wykonywać wszelkie, czynności z przeogromną radością, sprzątać należycie, nie bałaganić, stosowanie się zachowywać oraz wykonywać wszelkie inne zachcianki, które zrekompensują stratę ukochanego podczas wyjazdu.

Nawet jeśli otrzymam zezwolenie, moja żona/dziewczyna/narzeczona* rości sobie prawo do nieodzywania się do mnie i zrobienia mi piekła i czegokolwiek sobie zapragnie przez dwa dni po wyjeździe zdobycznym.

KLAUZULA – WARUNKI OBOWIĄZYWANIA UMOWY
Zabrania  się  kategorycznie  kontaktów  z  kobietami (nawet brzydkimi) z wyłączeniem rozmowy z zamkniętymi oczami oraz zamawiania posiłków w wyżej wymienionych miejscach. Złamanie warunków umowy związkowej skutkuje natychmiastowym wypowiedzeniem umowy z żoną/dziewczyną/narzeczoną* i zakończeniem znajomości.

OŚWIADCZENIE
Byłem świadomy podczas podpisywania tej umowy i doskonale znam sankcje jakie poniesione przeze mnie będą aż do 15 dnia roboczego po wyjeździe. Jeżeli nastąpi spóźnienie dłuższe niż 30 minut bez godnego i logicznego uzasadnienia przyjmuje do wiadomości, że żona/dziewczyna/narzeczona ma prawo do używania karty płatniczej bądź kredytowej przez czas o jaki wystąpiło spóźnienie jako rekompensata strat moralnych oraz za zawód jaki został jej sprawiony.
Oprócz tego obiecuję zabrać ją gdzie zechce, nawet jeśli bę to wielogodzinne zakupy. Umowa obowiązuje aż do powrotu zainteresowanego.

Podpis zainteresowanego……

Podanie zostało rozpatrzone:                               

pozytywnie / odrzucono*
                                                                                                                                                        

Powyższa decyzja jest ostateczna. Jeśli podanie przyjęto należy odciąć kupon i nos stale przy sobie.

Pozwalam na wyjazd ………………… w góry do Małego Cichego w warunkach przedstawionych powyżej. Wszelkie nowe okoliczności muszą zostać przedstawione jako aneks i dołączone do powyższej umowy
dn. od ……………do ……… od godz. ……do godz. ………

Podpiukochanej: ………………
*skreślić niepotrzebne
**dozwolona jest jedynie kradzież, utopienie, zgubienie telefonu w górach bądź ciężka kontuzja, śmierć i przelot helikopterem nie jest wymówką

7 kwietnia 2016

Czy wiesz, że czyli czwartkowe poniedziałki

   Zgodnie z naszą serią ciekawostek dzisiaj prezentujemy kolejny odcinek. Tym razem, przedstawione przez nas dzisiaj informacje będą ściśle związane z górami i ich zdobywaniem. 
   Czy wiesz, że podczas zimowego czy też zdobywania masywu Świnicy i Świnicy w śniegu prawie wszyscy śmiałkowie chwalą się i myślą, że ją zdobyli. Również i my podczas naszego pierwszego wejścia (które odbyło się w warunkach zimowych w roku Pańskim 2008) myśleliśmy, że jesteśmy na wierzchołku Świnicy.
  
Odchodząc od tematu, szlak, który w letnim wariancie prowadzi na początku zboczami Świnicy następnie przechodzi w stronę południową na stronę słowacją i dochodzi do Żlebu Blatona, trawersując go, następnie do charakterystycznej szczerbiny zwanej "Wrótkami", a dalej już prawie bez trudności na szczyt terenem, który ma raczej stałe nachylenie i zamieszczono na nim kilka odcinków z łańcuchami. Sam żleb jest najtrudniejszym chyba miejscem i wydarzyło się w nim chyba najwięcej wypadków podczas zdobywania tej góry. Żleb kończy się stromymi urwiskami i zatrzymanie w nim jest raczej niemożliwe. Nazwa żlebu wzięła się niestety od nazwy pracownika naukowego UJ, Jana Blatona, który chyba jako pierwszy przekonał się o nieprzychylności żlebu. Łańcuchy powyżej są praktycznie niepotrzebne i samo wejście nie stanowi większego problemu dla w miarę wprawionych osób. Trochę trudniejsze miejsce znajduje się jeszcze przed samym wierzchołkiem jednak można je łatwo ominąć nie idąc ściśle szlakiem. My zrobiliśmy tak w tamtym roku z Asią i Anią ponieważ na tym odcinku była straszna kolejka.
   Wracając do wątku ciekawostki w śniegu wygląda to o wiele inaczej i zarazem trudniej. Wejście na Szczyt który zwie się Wierzchołkiem Taternickim Świnicy o wysokości 2291 m (tak jak Kozi Wierch) nie jest zbyt trudne (0+) i prowadzi albo prosto do góry od Świnickiej Przełęczy albo podobnie jak szlak letni, początkowo trawersując jej zbocze i następnie przed Żlebem Blatona wejście do góry prosto na Wierzchołek. W nawiązaniu do przedstawionych powyżej informacji wszyscy chwalą się, że zdobyli Świnicę. Nic bardziej mylnego. Dalsze wejście na główny szczyt masywu to grań o trudności II (według przewodników) i jej przejście dla zwykłego człowieka jest raczej trudne. Najtrudniejsze II miejsce znajduje się przy Świnickiej Szczerbinie Niżnej. Dalej już tylko miejsca o trudności I. Będąc na szczycie wydaje się, że jedynie szczyt na wschodzie może być odrobinę wyższy ale prawie każdy zdobywca pisze, że zdobył docelową Świnkę.
   Na samym szczycie Świnicy w warunkach zimowych z naszej grupy pokazali się jedynie Mariusz, Tomek i Marcin. Wierzchołek Taternicki został zdobyty przez o wiele liczniejsze grono. Jako ciekawostkę dodamy, że w ubiegłym roku (2015) po raz pierwszy Mariusz i Filip weszli na wierzchołek w lato (koniec sierpnia). Poniżej zdjęcia z samotnego zimowego wejścia MU z podczas halnego z Wierzchołkiem T. w tle (2013) oraz letniego wejścia MU i FP (2015, Filip uczynił tą fachową fotografię) na tle Świnicy. 


Na sam koniec tego zanudzania deser i druga ciekawostka czyli czy wiesz, że na Wierzchołku Taternickim często występują niewytłumaczalne zjawiska? Poniżej przedstawiamy przejawy choroby wysokogórskiej, która często atakuje na szczycie! Jest to podobno jedyne miejsce w Tatrach gdzie występują takie anomalie.




Poniżej jeszcze kilka zdjęć w pobliżu Wierzchołka oraz Świnicy.

Widok z grani w stronę Świnicy


Widok na Wierzchołek z grani


Trzy Korony w Pienienach (ledwo widoczne)


Babia Góra


Tatrzańskie giganty


Końcowe podejście pod Świnicę


Łańcuchy na końcowym podejściu


Filip i Świnica