21 kwietnia 2016

Atrakcje na Czarnym

Nadszedł ten dzień, na który wszyscy czekaliście!!! Wiem, że codziennie odwiedzaliście naszego bloga z nadzieją, że ten tekst w końcu się pojawi. Większość z Was zaczęła się już niecierpliwić, a niektórzy  w ogóle zwątpili, że ten dzień nadejdzie. Uroczyście przedstawiamy Wam kolejną relację z naszej wyprawy. Relacja i całe przedsięwzięcie opisane zostało przez Filipa P. Pierwsze zdjęcie prezentuje szlak- zaznaczony kolorem zielony oraz kolorem czerwonym- nasze zejście (Widać nawet "Chłopka" z przełęczy).  Filmiki z wejścia i zejścia z samego szczytu dostępne na naszym kanale i w linku - Nasz Kanał YoutubeOprócz tego planujemy jeszcze dodać krótki filmik z wejścia na samą przełęcz. Zamieścimy w nim (postaramy się) wszystkie najbardziej interesujące fragmenty. Niestety w ubiegłym roku kamerka była w słabym stanie także musicie nam to wybaczyć. Teraz nasz ekwipunek uzupełniliśmy o odpowiednie uchwyty i filmy powinny być dużo lepsze.
 
 Plan na wtorek, 1-ego września 2015 roku, był prosty i zakładał spacer nad Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami. Co dalej, tego nie wiedział nikt a nawet Macierewicz. To miało się okazać po dotarciu na wcześniej wskazane miejsce znane tylko najbliższym jego pracownikom. Moimi towarzyszami i towarzyszkami w tym jakże wspaniałym dniu byli MU i AH. Pogoda była bardzo obiecująca, a sprawdzona wcześniej jej prognoza wskazywała na wyraźne okienko pogodowe (wielkie okno 3-dniowe), które umożliwiało nam, przede wszystkim bez obawień, zdobycie obu przepięknych stawów. Także niemal wypoczęci (no prawie, ponieważ poprzedniego dnia zdobyliśmy Gubałówkę, co kosztowało nas trochę sił i nerwów) i w dobrych nastrojach byliśmy gotowi na następny dzień.
Do Palenicy Białczańskiej wyruszyliśmy pierwszym porannym busem o godzinie 6:00, na który o dziwo się nie spóźniliśmy (Asia pojechała już do domu). Po dotarciu na miejsce grzecznie uiściliśmy opłatę kierowcy oraz za możliwość przejścia tego jakże szlachetnego szlaku (odcinek specjalny 9 km) i z racji tego nie żałowaliśmy ani jednej złotówki na to wydanej. Pogoda była faktycznie taka, jaką zapowiadali dzień wcześniej. Słońce zaczęło nas ogrzewać wczesnym rankiem i towarzyszyło nam za każdym razem, kiedy wyłanialiśmy się z lasu (a wyłanialiśmy się często). Asfaltową drogę do Morskiego Oka pokonaliśmy sprawnie i bez żadnych niespodzianek. W schronisku zrobiliśmy krótką przerwę, gdzie skosztowaliśmy pyszną szarlotkę. Ja w tak zwanym międzyczasie podmieniłem moje obuwie sportowe (adidasy flux) na obuwie marki Chiruca, które to jak się okazało, udawało tylko górskie obuwie.
Z Moka nad Czarny Staw pod Rysami idziemy kamiennymi schodami. Trochę wysiłku, by po około godzinie marszu dotrzeć nad wyżej położony Czarny staw. Tu już czuć wysokość otaczających nas szczytów. Tam kolejny przystanek. Ładujemy baterie energią zawartą w cabanach (tak na kabanosy mówią Australijczycy – heh, wyszła ukryta ciekawostka, którą uzyskaliśmy od Tomka na podejściu pod Gerlach J) i popijamy je Oshee- samo zdrowie. W tle tych zacnych czynności dyskutujemy nad dalszym wejściem z naszym opiekunem prawnym czyli Anną H.
Po wykonanym głosowaniu, jednomyślną decyzją większości głosów (czyli 1:2 dla Ani) zdecydowaliśmy o wejściu na zielony szlak prowadzący na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Również wspólnie po krótkiej próbie podejścia przez Annę postanowiliśmy, że dokonają tego Filip z Mariuszem, a Ania zostanie nad Czarnym stawem. Odpoczynek po zdobywaniu Gubałówki okazał się za krótki (tak naprawdę uznaliśmy, że droga może okazać się za trudna i nie ma potrzeby ryzykować zdrowia). Ania nad stawem zazna zasłużonej kąpieli…..oczywiście słonecznej i będzie delektować się widokami. Męska część drużyny ruszyła. 
Czytając przewodniki po Tatrach Polskich, możemy wyczytać, że szlak na Przełęcz pod Chłopkiem dostarcza niesamowitych wrażeń, pięknych widoków, a do tego jest jednym z trudniejszych w polskiej części Tatr. Co do atrakcji jakich dostarcza to mogę się z nimi zgodzić. Każdy pokonany metr ukazuje nam przepiękny krajobraz na Tatry Wysokie oraz na Dolinę Rybiego Potoku. Wchodząc wyżej, stawy robią się coraz mniejsze, a schronisko nad Morskim Okiem staje się tylko kolorowym punktem (od turystów tam będących). Co do jego trudności…hmmmm…według nas jest to trochę przekoloryzowane. Fakt, droga prowadząca zielonym szlakiem, jest wymagająca i na pewno życzy sobie od tatrzańskiego turysty odpowiedniego przygotowania kondycyjnego. Są miejsca ubezpieczone „żelastwem”, gdzie trzeba się troszkę po wspinać (może bardziej użyć rąk do wejścia J). Wiele odcinków jest bardzo ekspozycyjnych, między innymi słynny zakręt (gzymsik) ubezpieczony dwoma klamrami. Ale, pomijając wyżej wymienione, samo przejście nie dostarcza znaczących trudności, a dla wprawionego turysty jest przyjemnym spacerem po górach. Jednak dla zwykłego początkującego turysty lub jedynie trochę obytego z łańcuchami droga może okazać się niemożliwą do zdobycia. O tym trzeba pamiętać.
Mi osobiście droga ta sprawiła dużo przyjemności, a eksponowane miejsca dostarczyły solidnego kopa w postaci adrenaliny, która pchała mnie do przodu. Szczególnie zapamiętałem wspomniany zakręt ubezpieczony klamrami, który wymagał ode mnie chwilki czasu. Musiałem pozbierać myśli, skupienie z poziomu 98 % podkręcić na maksa, wziąć dwa głębokie oddechy, zamknąć oczy….no dobra, oczu nie zamykałem J, i przejść ten zakręt. Mimo, że nie mam lęku wysokości, takie odcinki szlaku sprawiają u mnie lekkie drżenie rąk i delikatne obawienia. Jak już wiecie, na Mariusza liczyć nie mogłem (zwłaszcza od kiedy kupił sobie cewnik czyli bukłak na wodę), z resztą on mnie też nie mógł liczyć, ponieważ po wyjściu powyżej schroniska KAŻDY RADZI SOBIE SAM. Także taką i podobne trudności pokonujemy sprawnie i bardzo, bardzo, ale to bardzo uważnie. Zapamiętałem również ostatnie kilkadziesiąt metrów drogi przed samą przełęczą. Jest to naprawdę wąski odcinek lekko pochylony w kierunku eksponowanego żlebu. Przejście go dało niewiarygodnego kopa.
I tak oto docieramy do Przełęczy pod Chłopkiem. Pierwsze moje wrażenie? Mała i wąska, jak wszystkie od polskiej strony. Jeżeli jednak dostaniemy się na stronę słowacką, czujemy przeogromną przestrzeń. Panują tutaj bardzo wietrzne warunki, dlatego zakładamy drugą warstwę odzieży. I tu kolejny przystanek. Nie za długi, bo wieje bardzo mocno. Żuchwy znowu zaczęły pracować rozdrabniając, siekając i miażdżąc kolejne cabany. Uzupełniamy płyny oraz wlewamy dużo posłodzonego Oshee oraz naparu z wody mineralnej oraz cytryny, który przygotowywany jest każdego dnia rano, przed wyprawą.
Od momentu gdy oddzieliliśmy się od opiekuna (Ani) w głowie MU wykiełkował pewien pomysł. A dlaczego by nie zdobyć jakiegoś porządnego szczytu i nie wejść na Czarnego (Mięguszowiecki Szczyt Czarny – MSC !). Dodatkowo na przełęczy zagadał do nas chłopak czy przypadkiem nie ruszamy dalej i czy może się z nami zabrać. Jak się okazało wchodził z kolegą, ale nie dał rady i zawrócił. Oczywiście zgodziliśmy się go przygarnąć ponieważ w 3 zawsze raźniej. Szczyt postanowiliśmy zaatakować drogą klasyczną schodząc trochę na stronę słowacką i trawersując zbocze wypatrując prawidłowej drogi na szczyt. Po chwili Mariusz stwierdził: Pany to chyba tu! Jadziem do góry a, że nikt inny nie znał drogi to ruszyliśmy. W tym momencie krótka retrospekcja do zamachu Gerlacha i idealnie pasujące słowa Tomka, „Mariusz tutaj będzie łatwo”. Wchodząc do góry Mariusz już wie, że łatwo nie będzie.

Droga okazała się nie być taka łatwa jak się spodziewaliśmy, ponieważ za szybko weszliśmy do góry. Przewodnik mówi, że po dotarciu do wybitnej szerokiej piarżystej rynny, biegnącej wprost w górę do grani, przekraczamy ją i zygzakiem wśród stromych skał wydostajemy się na grzbiet żebra ograniczającego ową rynnę z prawej strony. Żebrem tym w górę na płn- zach grań, następnie granią w prawo na wierzchołek. Rynna była ale trochę za wąska jak się dalej okazało. Ściany zaczęły się robić bardziej pionowe, kończyły się wygodne, wystające kamienie. Krótko mówiąc, zaczęła się wspinaczka na którą zawsze czekamy. Obawień było trochę więcej ale po kilku kiwaniach głową dochodzimy do grani końcowej prowadzącej na szczyt. Mariusz z poznanym kolegą zmierzali już na 2410 m a ja kroczyłem dzielnie do góry. Kilku gości, którzy przebywali w tamtym czasie na szczycie pytało Mariusza (wręcz z zachwytem) patrząc na mnie co to za gość idzie tą dziwną drogą. Po krótkiej chwili i prostej grani i ja docieram na wierzchołek celebrując zwycięstwo puszeczką zacnego napoju, jakim jest Coca Cola, dostarczając nam porządnej dawki energii. Właściwa droga była w zupełności łatwą i dość krótką trasą. Możemy być dumni z osiągnięcia naszego celu w trudniejszy sposób.
Zejście z MSC miało się odbyć zwykłą drogą ale od czego mamy Mariusza, który czytał kiedyś o ciekawej drodze WHP 925 z przewodnika. W związku z oczekiwaniem Anny nad stawem, która opaliła się już jak w Chorwacji postanawiamy zaryzykować i skrócić zejście. Zejście jest dość ostre i stoki są nawet bardzo nachylone. Dodatkowo wszystko jest luźne, kruche i bardzo trzeba uważać. Co jakiś czas spadają malutkie kamyczki i delikatnie się obsuwamy. Po jakimś czasie niestety dochodzi do małego na szczęście incydentu. Nasz nowy kolega przez przypadek zrzucił kilka kamieni. Ten największy Mariusz złapał od razu niestety dość mały trafił go pomiędzy oczy, w nos. Krwawienie udało się szybko zatamować oraz załatać plasterkiem. Było to pierwsze tego typu zdarzenie z naszym udziałem. Po tym małym wypadku zwiększyliśmy odstępy a Mariusz decydowanie przyspieszył żeby już nie mieć przygód. Im niżej tym zejście było bardziej przyjemne i więcej było skał. Nie było już trudniejszych momentów i docieramy dużo szybciej niż osoby, które były z nami na szczycie na Kazalnicę Mięguszowiecką i rozdzielamy się z kolegą, który z nami wchodził. Pomimo niedogodności wszyscy uznaliśmy, że było warto. Dalej już bez historii docieramy nad staw i do niebywale zatłoczonego Moka. Oprócz tego mieliśmy jeszcze małe problemy ze znalezieniem Ani ale po około 45 minutach byliśmy już w komplecie. Tak kończy się kolejna poza szlakowa wycieczka. Poniżej zdjęcia z wyprawy (foto przyciemnione było by Ania (pracuje jako przyciemniacz i można ją wynająć!)


Polana Włosienica (MU + AH)

Polana i cały team

AH zdobywa Czarny Staw pod Rysami

FP i słynna już klamerka


Podejście pod Kazalnicę

Widok z Kazalnicy

Widok na Kazalnicę

Widok z przełęczy

Widok na początek drogi na MSC

MU na szczycie

Widok na Mięguszowiecki Szczyt Wielki oraz w tle na drugim planie Miedziane i Orla Perć 

FP na szczycie

Rysy, Gerlach, Wysoka oraz Kończysta czyli wszystko powyżej 2500 m

Zejście do Kazalnicy

Widok na drogę zejściową

MU z raną postrzałową

FP na tle drogi zejściowej

Moko

Ranny MU i oczekiwanie na AH








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszamy do komentowania !