Nadszedł ten dzień, na który
wszyscy czekaliście!!! Wiem, że codziennie odwiedzaliście naszego bloga z
nadzieją, że ten tekst w końcu się pojawi. Większość z Was zaczęła się już
niecierpliwić, a niektórzy w ogóle
zwątpili, że ten dzień nadejdzie. Uroczyście
przedstawiamy Wam kolejną relację z naszej wyprawy. Relacja i całe
przedsięwzięcie opisane zostało przez Filipa P. Pierwsze zdjęcie prezentuje szlak- zaznaczony kolorem zielony oraz kolorem czerwonym- nasze zejście (Widać nawet "Chłopka" z przełęczy). Filmiki z wejścia i zejścia z samego szczytu dostępne na naszym kanale i w linku - Nasz Kanał Youtube. Oprócz tego planujemy jeszcze dodać krótki filmik z wejścia
na samą przełęcz. Zamieścimy w nim (postaramy się) wszystkie najbardziej
interesujące fragmenty. Niestety w ubiegłym roku kamerka była w słabym stanie
także musicie nam to wybaczyć. Teraz nasz ekwipunek uzupełniliśmy o odpowiednie
uchwyty i filmy powinny być dużo lepsze.
Plan na wtorek, 1-ego września 2015
roku, był prosty i zakładał spacer nad Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami. Co
dalej, tego nie wiedział nikt a nawet Macierewicz. To miało się okazać po
dotarciu na wcześniej wskazane miejsce znane tylko najbliższym jego pracownikom.
Moimi towarzyszami i towarzyszkami w tym jakże wspaniałym dniu byli MU i AH.
Pogoda była bardzo obiecująca, a sprawdzona wcześniej jej prognoza wskazywała
na wyraźne okienko pogodowe (wielkie okno 3-dniowe), które umożliwiało nam, przede
wszystkim bez obawień, zdobycie obu przepięknych stawów. Także niemal
wypoczęci (no prawie, ponieważ poprzedniego dnia zdobyliśmy Gubałówkę, co
kosztowało nas trochę sił i nerwów) i w dobrych nastrojach byliśmy gotowi na
następny dzień.
Do Palenicy Białczańskiej
wyruszyliśmy pierwszym porannym busem o godzinie 6:00, na który o dziwo się nie
spóźniliśmy (Asia pojechała już do domu). Po dotarciu na miejsce grzecznie
uiściliśmy opłatę kierowcy oraz za możliwość przejścia tego jakże szlachetnego
szlaku (odcinek specjalny 9 km) i z racji tego nie żałowaliśmy ani jednej
złotówki na to wydanej. Pogoda była faktycznie taka, jaką zapowiadali dzień
wcześniej. Słońce zaczęło nas ogrzewać wczesnym rankiem i towarzyszyło nam za
każdym razem, kiedy wyłanialiśmy się z lasu (a wyłanialiśmy się często).
Asfaltową drogę do Morskiego Oka pokonaliśmy sprawnie i bez żadnych
niespodzianek. W schronisku zrobiliśmy krótką przerwę, gdzie skosztowaliśmy
pyszną szarlotkę. Ja w tak zwanym międzyczasie podmieniłem moje obuwie sportowe
(adidasy flux) na obuwie marki Chiruca, które to jak się okazało, udawało tylko
górskie obuwie.
Z Moka nad Czarny Staw pod Rysami
idziemy kamiennymi schodami. Trochę wysiłku, by po około godzinie marszu
dotrzeć nad wyżej położony Czarny staw. Tu już czuć wysokość otaczających nas
szczytów. Tam kolejny przystanek. Ładujemy baterie energią zawartą w cabanach
(tak na kabanosy mówią Australijczycy – heh, wyszła ukryta ciekawostka, którą
uzyskaliśmy od Tomka na podejściu pod Gerlach J) i popijamy
je Oshee- samo zdrowie. W tle tych zacnych czynności dyskutujemy nad dalszym
wejściem z naszym opiekunem prawnym czyli Anną H.
Po wykonanym głosowaniu,
jednomyślną decyzją większości głosów (czyli 1:2 dla Ani) zdecydowaliśmy o
wejściu na zielony szlak prowadzący na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem.
Również wspólnie po krótkiej próbie podejścia przez Annę postanowiliśmy, że
dokonają tego Filip z Mariuszem, a Ania zostanie nad Czarnym stawem. Odpoczynek
po zdobywaniu Gubałówki okazał się za krótki (tak naprawdę uznaliśmy, że droga
może okazać się za trudna i nie ma potrzeby ryzykować zdrowia). Ania nad stawem
zazna zasłużonej kąpieli…..oczywiście słonecznej i będzie delektować się
widokami. Męska część drużyny ruszyła.
Czytając przewodniki po Tatrach
Polskich, możemy wyczytać, że szlak na Przełęcz pod Chłopkiem dostarcza
niesamowitych wrażeń, pięknych widoków, a do tego jest jednym z trudniejszych w
polskiej części Tatr. Co do atrakcji jakich dostarcza to mogę się z nimi zgodzić.
Każdy pokonany metr ukazuje nam przepiękny krajobraz na Tatry Wysokie oraz na
Dolinę Rybiego Potoku. Wchodząc wyżej, stawy robią się coraz mniejsze, a
schronisko nad Morskim Okiem staje się tylko kolorowym punktem (od turystów tam
będących). Co do jego trudności…hmmmm…według nas jest to trochę
przekoloryzowane. Fakt, droga prowadząca zielonym szlakiem, jest wymagająca i na
pewno życzy sobie od tatrzańskiego turysty odpowiedniego przygotowania
kondycyjnego. Są miejsca ubezpieczone „żelastwem”, gdzie trzeba się troszkę po
wspinać (może bardziej użyć rąk do wejścia J). Wiele
odcinków jest bardzo ekspozycyjnych, między innymi słynny zakręt (gzymsik)
ubezpieczony dwoma klamrami. Ale, pomijając wyżej wymienione, samo przejście
nie dostarcza znaczących trudności, a dla wprawionego turysty jest przyjemnym
spacerem po górach. Jednak dla zwykłego początkującego turysty lub jedynie
trochę obytego z łańcuchami droga może okazać się niemożliwą do zdobycia. O tym
trzeba pamiętać.
Mi osobiście droga ta sprawiła dużo
przyjemności, a eksponowane miejsca dostarczyły solidnego kopa w postaci
adrenaliny, która pchała mnie do przodu. Szczególnie zapamiętałem wspomniany
zakręt ubezpieczony klamrami, który wymagał ode mnie chwilki czasu. Musiałem
pozbierać myśli, skupienie z poziomu 98 % podkręcić na maksa, wziąć dwa
głębokie oddechy, zamknąć oczy….no dobra, oczu nie zamykałem J, i przejść ten zakręt. Mimo, że
nie mam lęku wysokości, takie odcinki szlaku sprawiają u mnie lekkie drżenie
rąk i delikatne obawienia. Jak już wiecie, na Mariusza liczyć nie mogłem
(zwłaszcza od kiedy kupił sobie cewnik czyli bukłak na wodę), z resztą on mnie
też nie mógł liczyć, ponieważ po wyjściu powyżej schroniska KAŻDY RADZI SOBIE
SAM. Także taką i podobne trudności pokonujemy sprawnie i bardzo, bardzo, ale
to bardzo uważnie. Zapamiętałem również ostatnie kilkadziesiąt metrów drogi
przed samą przełęczą. Jest to naprawdę wąski odcinek lekko pochylony w kierunku
eksponowanego żlebu. Przejście go dało niewiarygodnego kopa.
I tak oto docieramy do Przełęczy
pod Chłopkiem. Pierwsze moje wrażenie? Mała i wąska, jak wszystkie od polskiej
strony. Jeżeli jednak dostaniemy się na stronę słowacką, czujemy przeogromną
przestrzeń. Panują tutaj bardzo wietrzne warunki, dlatego zakładamy drugą
warstwę odzieży. I tu kolejny przystanek. Nie za długi, bo wieje bardzo mocno.
Żuchwy znowu zaczęły pracować rozdrabniając, siekając i miażdżąc kolejne
cabany. Uzupełniamy płyny oraz wlewamy dużo posłodzonego Oshee oraz naparu z
wody mineralnej oraz cytryny, który przygotowywany jest każdego dnia rano,
przed wyprawą.
Od momentu gdy oddzieliliśmy się od
opiekuna (Ani) w głowie MU wykiełkował pewien pomysł. A dlaczego by nie zdobyć
jakiegoś porządnego szczytu i nie wejść na Czarnego (Mięguszowiecki Szczyt
Czarny – MSC !). Dodatkowo na przełęczy zagadał do nas chłopak czy przypadkiem
nie ruszamy dalej i czy może się z nami zabrać. Jak się okazało wchodził z
kolegą, ale nie dał rady i zawrócił. Oczywiście zgodziliśmy się go przygarnąć
ponieważ w 3 zawsze raźniej. Szczyt postanowiliśmy zaatakować drogą klasyczną
schodząc trochę na stronę słowacką i trawersując zbocze wypatrując prawidłowej
drogi na szczyt. Po chwili Mariusz stwierdził: Pany to chyba tu! Jadziem do
góry a, że nikt inny nie znał drogi to ruszyliśmy. W tym momencie krótka retrospekcja
do zamachu Gerlacha i idealnie pasujące słowa Tomka, „Mariusz tutaj będzie
łatwo”. Wchodząc do góry Mariusz już wie, że łatwo nie będzie.
Droga okazała się nie być taka
łatwa jak się spodziewaliśmy, ponieważ za szybko weszliśmy do góry. Przewodnik
mówi, że po dotarciu do wybitnej szerokiej piarżystej rynny, biegnącej wprost w
górę do grani, przekraczamy ją i zygzakiem wśród stromych skał wydostajemy się
na grzbiet żebra ograniczającego ową rynnę z prawej strony. Żebrem tym w górę
na płn- zach grań, następnie granią w prawo na wierzchołek. Rynna była ale
trochę za wąska jak się dalej okazało. Ściany zaczęły się robić bardziej pionowe,
kończyły się wygodne, wystające kamienie. Krótko mówiąc, zaczęła się wspinaczka
na którą zawsze czekamy. Obawień było trochę więcej ale po kilku kiwaniach
głową dochodzimy do grani końcowej prowadzącej na szczyt. Mariusz z poznanym
kolegą zmierzali już na 2410 m a ja kroczyłem dzielnie do góry. Kilku gości,
którzy przebywali w tamtym czasie na szczycie pytało Mariusza (wręcz z
zachwytem) patrząc na mnie co to za gość idzie tą dziwną drogą. Po krótkiej
chwili i prostej grani i ja docieram na wierzchołek celebrując zwycięstwo puszeczką
zacnego napoju, jakim jest Coca Cola, dostarczając nam porządnej dawki energii.
Właściwa droga była w zupełności łatwą i dość krótką trasą. Możemy być dumni z
osiągnięcia naszego celu w trudniejszy sposób.
Zejście z MSC miało się odbyć
zwykłą drogą ale od czego mamy Mariusza, który czytał kiedyś o ciekawej drodze WHP
925 z przewodnika. W związku z oczekiwaniem Anny nad stawem, która opaliła się już
jak w Chorwacji postanawiamy zaryzykować i skrócić zejście. Zejście jest dość ostre
i stoki są nawet bardzo nachylone. Dodatkowo wszystko jest luźne, kruche i
bardzo trzeba uważać. Co jakiś czas spadają malutkie kamyczki i delikatnie się
obsuwamy. Po jakimś czasie niestety dochodzi do małego na szczęście incydentu. Nasz
nowy kolega przez przypadek zrzucił kilka kamieni. Ten największy Mariusz
złapał od razu niestety dość mały trafił go pomiędzy oczy, w nos. Krwawienie
udało się szybko zatamować oraz załatać plasterkiem. Było to pierwsze tego typu
zdarzenie z naszym udziałem. Po tym małym wypadku zwiększyliśmy odstępy a
Mariusz decydowanie przyspieszył żeby już nie mieć przygód. Im niżej tym zejście
było bardziej przyjemne i więcej było skał. Nie było już trudniejszych momentów
i docieramy dużo szybciej niż osoby, które były z nami na szczycie na Kazalnicę
Mięguszowiecką i rozdzielamy się z kolegą, który z nami wchodził. Pomimo
niedogodności wszyscy uznaliśmy, że było warto. Dalej już bez historii
docieramy nad staw i do niebywale zatłoczonego Moka. Oprócz tego mieliśmy
jeszcze małe problemy ze znalezieniem Ani ale po około 45 minutach byliśmy już
w komplecie. Tak kończy się kolejna poza szlakowa wycieczka. Poniżej zdjęcia z wyprawy (foto przyciemnione było by Ania (pracuje jako przyciemniacz i można ją wynająć!)
Polana Włosienica (MU + AH)
Polana i cały team
AH zdobywa Czarny Staw pod Rysami
FP i słynna już klamerka
Widok z Kazalnicy
Widok na Kazalnicę
Widok z przełęczy
Widok na początek drogi na MSC
MU na szczycie
FP na szczycie
Rysy, Gerlach, Wysoka oraz Kończysta czyli wszystko powyżej 2500 m
Zejście do Kazalnicy
Widok na drogę zejściową
MU z raną postrzałową
FP na tle drogi zejściowej
Moko
Ranny MU i oczekiwanie na AH
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszamy do komentowania !